Akcja opowiesci "W poszukiwaniu Ziela Perswazji" dzieje się po sezonie 2 (Pełzacze) i przed 3 (Lodowi Łowcy).
Rozdział 1 Zemsta Skorpionów[]
Gdy groźne plemiona Pełzaczy pojawiły się w Chimie, zwaśnione plemiona połączyły siły, aby pokonać wrogie armie. Jak dotąd drużyna Lavala nie mogła nic zdziałać. Z rozczarowaniem wróciła do krainy Chima.
Król Lagravis wyszedł poza Miasto Lwów. Znudziło mu się bowiem czekanie na syna, będąc ukrytym w swoim zamku. Władca przechodził akurat obok pobliskiego lasu. Nagle krzak poruszył się. Lagravis przystanął. W pewnym momencie zza rośliny wyskoczył złoty Skorpion w niezniszczalnej zbroi i ze złowrogim spojrzeniem. W ręce trzymał jednego Korridora. Zza drzew zaczęła wyłazić cała chmara żądlących żołnierzy.
- Co Lagravisie? Nie cieszysz się z naszego spotkania? - spytał ze sarkazmem Scorm.
- Wiesz, jakoś tak nie bardzo... - żachnął się Lew. Władca Pełzaczy uśmiechnął się.
- Pewnie nie doszły cię słuchy, że twój synek - Laval, wraz z drużyną wracają z Krain Zewnętrznych. Jak widać, nie udało im się nas rozgromić, nawet z pomocą tych czworonożnych potworów. - Lagravis zmarszczył czoło.
- Masz na myśli Legendarne Bestie?! - powiedział.
- Czekaj, przerwałeś, jeszcze nie skończyłem! - krzyknął Skorpion. - Zresztą nieważne. I tak nie będziesz miał okazji więcej zobaczyć Lavala... - dodał Scorm. Lagravis chciał coś powiedzieć, ale Scorm go uprzedził.
- Nie będziesz mieć okazji, bo zginiesz! - w tym momencie strzelił pociskiem z Korridora, prosto w Lagravisa, powalając go tym samym na ziemię. Król wstał.
- Przyjaciele, możecie go zniszczyć! - rozkazał władca Pełzaczy. Po tych słowach armia włożyła CHI do swoich uprzęży, dokładnie w tym samym czasie, jakby się umówili. Rozbłysły czerwone widma wojowników. Żołnierze naskoczyli na Lwa. Nie miał szans z tyloma przeciwnikami, co gorsza, przeciwnikami wzmocnionymi kulami CHI! Król zdołał wydać swój ryk alarmowy, zamim napastnicy go zabili.
- Lagravis! Musimy biec! - powiedział do Leonidasa Longtooth i oboje pobiegli w stronę lasu. To, co zobaczyli, było niewyobrażalnie tragiczne i smutne zarazem. Sprawców zdarzenia już nie było, lecz podczas walki przypadkowo rozlali trochę swego jadu. Wojownicy, którzy napadli króla Lwów, musieli być Skorpionami! To było pewne! Lwy spojrzały na siebie, pobladły i westchnęły.
- To niemożliwe! Powiedział Leonidas. Oboje z Longtoothem zanieśli ciało Lagravisa do Świątyni Lwa.
Rozdział 2 Nowy król[]
W końcu Laval z drużyną dotarli do fortecy. Lwy były nieco zdziwione ich przybyciem, ale rozumiały, dlaczego wrócili.
- Co się stało? - spytał Laval, widząc wielki smutek na twarzach rzołnierzy.
- Lepiej chodźmy porozmawiać bez twoich przyjaciół... - westchnął Lennox.
- Jak to?! Niemożliwe! Mój ojciec... on nie żyje? - zająkał się Lew.
- Tak, Skorpiony zabiły go dziś rano. Przykro mi. - powiedział jeden Lew. Lavalowi napłynęły do oczu łzy. Czuł, że po raz pierwszy w życiu będzie płakać. ,,Najpierw Lavertus, teraz mój ojciec..." myślał, choć nic nie powiedział towarzyszom o wygnańcu.
- O czym z tobą rozmawiali, Lavalu? - spytał Cragger. - I gdzie jest twój ojciec? - książę posmutniał jeszcze bardziej, niż gdy wyszedł z komnaty.
- Nie żyje. - odburknął i odwrócił wzrok.
- Jak to? - Cragger zrobił wielkie oczy. - Lagravis???
- To prawda, przez Skorpiony! To była ich zemsta! - powiedział Laval. Eris podeszła do niego i położyła mu dłoń na ramieniu. Nawet to nie zadziałało, bo Lew nawet na nią nie spojrzał. Rogon zaś spojrzał gniewnie na Orlicę, chcąc jej powiedzieć parę cierpkich słów, ale Rinona powstrzymała go szturchańcem.
- Cicho bądź! - szepnęła ostro. - Chciała go pocieszyć, to o niczym nie świadczy!
Trzy dni później odbył się pogrzeb Lagravisa. Pojawili się wszyscy przedstawiciele wszystkich plemion Chimy. Tydzień później koronowano Lavala na króla. Rogon koniecznie musiał wyjaśnić z Eris ,,parę spraw". Zazdrosny, przy okazji wszczął kłótnię. Eris ostatecznie zerwała z Rogonem, sądząc, iż było to tylko krótkie zauroczenie. Na koniec dodała:
- Jesteś tępy jak całe twoje plemię! Idź do diabła! - i poszła. Każdy na pewno zgodziłby się z jej opinią. Poza tym, Eris częściej rozmawiała z Lavalem, chodziła z nim na zwiady i ogólnie przywiązała się do niego. Czuła, że to może być początek czegoś niezwykłego.
Laval siedział na ławce w parku. Był zielony i dość ładny, jednak widać było, że niektóre liście są całkiem zeschnięte. Część z nich już dawno spadła na ziemię. Wszytkiemu temu były winne Pełzacze. Chima obumierała. Eris własnie przelatywała obok niego.
- Czesć, Laval. Jak się czujesz? - spytała z troską w głosie.
- Tak jak wczesniej. Nie mogę się z tego otrząsnąć i uwierzyć w to, co się stało. Nie wiem też, jak sobie poradzę w roli nowego króla. Przecież wiesz, że nie jestem taki jak mój ojciec. - powiedział smutno książę.
- Ależ Laval! - zaczęła Orlica. - Będziesz swietnym przywódcą, wierze w to!
- Dzięki! - Laval po raz pierwszy od tygodnia usmiechnął się lekko. - Jestes super!
- A jesli chodzi o twojego tate - zaczeła Eris - To w końcu przyzwyczaisz się, że go nie ma.
- Straciłas już w ogóle kogos tak bliskiego? - spytał ponuro Lew.
- Nie, ale spokojnie. Wiem, co mówię.
- Ale teraz nie mam ani matki ani ojca! - odparł Laval. - Nie znałem mojej mamy, bo zniknęła bez sladu, gdy miałem zaledwie dwa lata.
- Wiem - powiedziała Eris - Że tego już się nie da naprawić, ale niedługo wszystko się ułoży, zobaczysz. I bedziesz dobrym królem. - to mówiąc, Orlica obięłą ramionami przyjaciela. Ten usmiechnął się bardziej, niż przedtem.
- Dziękuje za wszystko, Eris. Dziekuje!!!
Rozdział 3 Ostatnia bitwa ze Scormem[]
- Jeżeli mamy pokonać tego Lavala, musimy znaleźć jego słaby punkt! - powiedział Scorm.
- Wydaje mi się, że to ta Orlica. Bardzo ją lubi. Podczas zwiadów widziałem, jak często ze sobą przebywali! - odparł z radoscią Nietoperz Braptor. Scorm i Spinlyn wydawali sie być bardzo ukontentowani.
- A jednak nie jestes kompletnym idiotą! - rzekł król Skorpionów. Zasmiał się na całą jaskinię, po czym powiedział:
- Trzeba poszukać najlepszych broni! Zaatakujemy z nienacka! Zbierzcie Skorpiony, Pająki i Nietoperze! Musimy coś omówić...
Scorm wszedł na podwyższenie.
- Moje drogie robaczki i robaki! Pora zgarnąć kolejną masę CHI! Tym razem całą energię! Pierwsza częsć planu zakończona! - ogłaszał. - Częsciowo wytrącilismy księcia Lavala smiercią jego ojca! Teraz pora zaatakować ponownie, tym razem wszystkich! Gdy już pozbędziemy się Lavala - ciągnął Scorm - Jego przyjaciele nie będą umieli pogodzić się ze stratą Lwa i nie bedą w stanie walczyć! Ha ha ha! - pare Nietoperzy przysneło podczas wykładu, ale plan działania był prosty.
- Tylko pamiętajcie! Zajmijcie się resztą. Laval i Eris są moi! - przypomniał Skorpion.
Longtooth wbiegł do sali tronowej, gdzie siedział Laval wraz z Craggerem, Gorzanem i Eris.
- Wasza wysokosć! Skorpiony i Pełzacze!
- Co?
- No... one są już prawie przy swiątyni! - wysapał wojownik. Przyjaciele nerwowo spojrzeli na siebie.
- Przygotować wojska i czołgi! - rozkazał Laval, zeskakując z tronu pospiesznie.
To, co cała czwórka ujrzała było okropne. Cała armia Skorpionów z żądlącymi maszynami, Pająków z człapiącymi Speedorami strzelającymi siecią i Nietoperzy z chwytającymi samolotami uderzeniowymi. Pełzacze były też uzbrojone w dobrej jakości broń. Było się czego bać. Był to wieczór. Plemiona Pełzaczy wreszcie dotarły do celu.
- Gotowy, by ponieść klęskę? - spytał z usmiechem Scorm.
- W twoich snach! - żachnął się Lew.
- Pragne dodać - powiedział Scorm - Że sie mylisz, złotko. I jeszcze pragne dodać: DO ATAKU!!!
Czołgi i maszyny poszły w ruch. Zaraz potem doleciały też samoloty Orłów i Kruków. Rozgorzała walka. Widok był gorszy, niż w czasie potyczek z Krokodylami. Pierwsi zostali znokautowani Crawley i Crug. Potem Braptor porwał w przestworza Grumla i zrzucił na ziemie. Na szczęscie Gorzan zdążył ocalić brata.
Scorm w czasie zamieszania zakradł się do Eris. Wiedział, że podczas tak rozgorzałej bitwy nikt nie zwróci uwagi na to, co dzieje się z Orlicą. Nikt, prócz Lavala, a o to chodziło. Król miał nadzieję dosć łatwo go pokonać.
- Witaj, sliczna! - szepnął Scorm, łapiąc Eris od tyłu, za jej skrzydła.
- RATUNKU! - wołała. W całym zgiełku usłyszał ją tylko Laval. Gdy dobiegł, ujrzał swego największego wroga, trzymajacego jego przyjaciółkę w mocnym uscisku i podkładającego pod jej szyje ostrze miecza.
- Odstaw ją, potworze! - ryknął Lew.
- A co mi zrobisz, kotku? - spytał Skorpion. W odpowiedzi Laval naskoczył na Scorma.
- Powiedziałem: "Odstaw ją"!!! - w trakcie skoku zadał cios Pełzaczowi, a ten zwolnił uscisk. Jednak odepchnął przciwnika ogonem i podbiegł znowu do Eris. Laval natychmiast sie otrząsnął, wstał i podbiegł do Scorma od tyłu. Potem kopnął go, a ten znów puscił Orlice. Odwrócił się, a książę zadbał, aby zaliczył glebe. Skorpion zamachnął się ogonem, Laval odsunął się. Scorm ruszył z powrotem na Eris. Pchnął ją i uniósł miecz. Tego było za wiele! Lew znów zaatakował, zaatakował wroga, podniósł i cisnął o drzewo. Przez chwilę był nieprzytomny, jednak zaraz potem ocknął się. Zorientował sie, że król Lwów odebrał mu miecz.
- A oto moja zemsta! - krzyknął Laval i zamachnął się bronią. W tej chwili niebo przeszyła błyskawica, a władca wbił lsiniące ostrze miecza prosto w czarne i pełne nienawiści serce Scorma...
Deszcz zaczął padać wielkimi kroplami. Rozpętała się burza. Pełzacze przestały walczyć, patrząc na ten okropny dla nich widok. To wystarczyło, aby wszystkie plemiona ogłuszyły je i odebrały im torby z kulami CHI, których jeszcze nie użyły. Zrozpaczone robaki powróciły do Krain Zewnętrznych. Bez przywódcy, bez CHI, bez chwały, która miała je spotkać... Cóż miały zrobić? Zaszyć się w Krainach Zewnętrznych i spokojnie doczekać końca swych dni.
- To za mojego ojca! I za Eris! - zawłał Laval. Wszyscy patrzyli na niego w osłupieniu. Pokonał największą dotychczas zmorę całej Chimy! Skorpiona, który potrafił by powalić jednym machnięciem swego zabójczego żądła cztery Krokodyle!
- Jak to zrobiłeś? - spytał z podziwem Worriz. - Nawet Wilhurt by tak nie umiał.
- Cóż wiedziałem, że to jest zasadzka na mnie... To on chciał mnie zabić! Nie wiedział, że miło... to znaczy, że JA jestem silniejszy i... ten... nigdy... nie zostawiłbym nikogo! Gdyby ktoś zaatakował ciebie, Worrizie, postąpiłbym tak samo... - po tych słowach spojrzał na Eris i pokazał jej gestem, że nigdy nie pomógłby wrednemu Wilkowi.
Po gromkich wiwatach na czesć nowego bohatera Chimy, gdy już wszyscy sie rozeszli, Eris jeszcze podeszła do Lavala.
- Dziękuję ci, Laval. Gdyby nie ty, to może bym już nie żyła.
- Zrobiłem to specjalnie dla ciebie... Bałem się zaatakować króla Skorpionów. Ale...
- Ale co?
- No nie wiem, czy mam ci to mówić...
- Dalej, o co chodzi? - Eris podeszła jeszcze bliżej Lavala i chwyciła go za ramię. Lew poczuł na nim ciepło jej dłoni. Spróbował powiedzieć to, co już dawno chciał jej przekazać.
- Ja.. Ty... To znaczy... Ty jestes taka piękna... Masz szczerozłote serce... Na pewno niejeden wojownik marzyłby, aby... Bo... - Eris usmiechneła się lekko. - Bo mi tak zależy na tobie i... Ja cię tak bardzo kocham...
To była najbardziej nieskładna wypowiedź, jaką kiedykolwiek Eris usłyszała w swym dwudziestoletnim życiu, ale też najbardziej wzruszająca. Orlica pogładziła policzek Lwa.
- Laval... - powiedziała. Zauważyła, że ten lekko sie trzęsie. - Zdenerwowałeś się?
- Tak... Bo... Ja chciałem ci to od dawna powiedzieć. Byłaś moją miłoscią, kiedy bylismy jeszcze dwunastoletnimi dziećmi. Zawsze... To się nigdy nie zmieniło... Ale... Powiedziałem i - Laval szybko łapał oddech. - i chyba już po wszystkim. Jak ty możesz pokochać mnie? Przecież ty kochasz Rogona!
- Ale tak sie składa, że ja własnie cię pokochałam! - odparła Orlica z szerokim usmiechem na twarzy.
- Ale jak to? - Laval został zbity z tropu.
- Wiedz, że chodząc z tobą do jedej klasy, nie mogłam... oczu od ciebie oderwać! Zawsze byłes odważny, zawsze byłes sobą, pewny siebie, przystojny... ale myslałam, że ta miłość nie będzie spełniona... Zawsze bylismy dobrymi przyjaciółmi, ale sądziłam, że wolisz zabawy z Craggerem. A jesli chodzi o Rogona, to tak na serio to z nim nie chodziłam. - Laval zmarszczył czoło w pytającym spojrzeniu. - Długo męczyły mnie jego zaloty, więc udawałam, że też go "lubię". Tak jak podejrzewałam, zaczął zachowywać się bardziej normalnie i nie irytował tak. Ale prawda jest taka, że cały ten czas kochałam tylko i wyłącznie ciebie!!! - skończyła. Laval w końcu usmiechnął się.
- Cóż... Ty jestes Orlicą, a ja Lwem, ale okazuje sie, że miłosć nie zna granic... Kochanie...!
Eris nic nie powiedziawszy po prostu wpadła swemu księciu w ramiona i pocałowała go. Był to pocałunek długi i jakże namiętny.
Potem poszli ku Orlej Górze, nadal się obejmując.
- Aha, jeszcze jedno, Eris.
- Tak?
- Dzięki, że pomagałaś mi uporać się ze stratą ojca... Dzięki tobie odzyskałem radosć życia tak szybko...
- Dla ciebie to wszystko, koteczku! - potem jeszcze raz obięli się i Eris weszła po schodach do Orlego Zamku.
Następnie Laval wrócił do swojego lwiego pałacu. Nigdy nie był taki szczęsliwy.
Rozdział 4 Crooler i Wilki[]
Może wydawałoby się, że wszystkie niebezpieczeństwa w Chimie przeminęły, lecz pokój w tej krainie nigdy nie trwa dłużej niż dzień.
- Świetnie! - powiedziała Crooler - Jeszcze trochę i moje ziela perswazji będą odpowiednio rozwinięte.
Krokodylica cieszyła sie. Znów przechytrzyła Craggera. Stworzyła swój tajny mini - ogródek, w którym sadziła nowe hipnotyzujące kwiaty. Te same, którymi niegdyś zmusiła brata do ataku na Lwy. Tym razem nie miała jednak zamiaru wykorzystywać swojego plemienia. Miała lepszy pomysł. Zerwała jeden z kwiatów i popędziła do obozu Wilków.
- Crooler! - warknął Worriz. - Nie masz tu wstępu od chwili zakończenia naszego konfliktu z Lwami!
W tym momencie dołączyli do niego Windra i Wilhurt i ruszyli na nią wysuwając pazury. Krokodylica popędziła w przeciwną stronę, podbiegła do wilczego pojazdu Wakza, wskoczyła do kokpitu i przycisnęła gaz. Ruszyła. Trójka Wilków wsiadła na swoje Speedory i ruszyła za nią. Crooler jednak była cwańsza od nich - odwróciła maszynę na wprost pędzących wojowników i wystrzeliła pocisk, który trafił w Speedor przywódcy watahy. Ten spadł ze Speedora, poturlał się i oszołomiony leżał na ziemi. Wilhurt i Windra zatrzymali się i podbiegli do niego, podczas gdy Crooler zniknęła za zakrętem. Potem wyjęła zza pazuchy ziele perswazji i cichaczem podeszła do nachylających się Wilków od tyłu. Wysunęła rękę i pomachała kwaitem. Pyłek natychmiat dostał się do wilczych nozdrzy.
- Teraz ty słuchaj mnie! - zawołała księżniczka. - Jeszcze raz spróbujemy ukraść CHI! Tym razem zero Krokodyli! Nie będziemy płacić Krukom!
Worriz uwolnił się z oparów.
- OK, ale same Wilki nie dadzą rady. - przypomniał Worriz
- Pomyślałam o tym. Wiesz, jakie plemię może nam pomóc? Nosorożce! Damy im skały!
- Dobra, ale przecież Rogon nie pozwoli nam skrzywdzić Eris! To się chyba nie uda!
- Co mi tam jeden Nosorożec po ich stronie! W końcu będziemy mieć na nasze usługi całe plemię tych pustaków!
Plan nie mógł się nie udać! Najpierw "wilczy dyplomata" przekazał nowe wieści swoim pobratymcom. Wiedział, że mimo iż nie dosięgnęły ich opary z kwiatu Crooler, usłuchają się go we wszystkim. Jak to wilcza wataha - niezależnie co by się stało, zawsze słucha przywódcy. Następnie plemię zebrało liczne skały i sprezentowało je Nosorożcom. Wonald w tym czasie miał znaleźć dla niego jakieś zajęcie.
- OK, rozegramy to tak - powiedział Worriz - Jutro wieczorem ja, Crooler i Wakz zakradniemy się do Orlej Iglicy. Niedawno skończyły się prace nad poprawą zamku Orłów. Bobry wybudowały im schody, aby naziemne istoty mogły je odwiedzać. Do pomocy weźmiemy jeszcze Rukusa i Runka, aby zajęli się, jeśli będzie taka potrzeba, strażnikami. My podpalimy zamek i zwiejemy! Jeśli nam się poszczęści, to wytępimy część tych latających szczurów!
Worriz, Crooler, Rukus i Runk umówili się, że wyrwą się z Kamieniołomu Nosorożców pod pretekstem poszukiwań głazów dla plemiennych artystów (trzeba wiedzieć, że w plemieniu Nosorożców jest wielu takich rzeźbiarzy).
Po wyjsciu z Kamieniołomu Wilk i Krokodylica jeszcze śmiali się do rozpuku.
- Teraz nam się uda, Crooler! Teraz nam się uda!
Rozdział 5 Ogień w zamku[]
Było już dosć późno, gdy Eris wróciła do domu.
- Dziecko, gdzie ty jeszcze byłas!? - Orlica usłyszała głos swego ojca, Ewalda. Był wyraźnie zdenerwowany. - Martwiłem się o ciebie!
- Ja... Byłam z Lavalem. Rozmawialismy...
- Tak długo? Wiesz która godzina? - Eris zmarszczyła czoło.
- Ojcze, mam dwadziescia lat! - krzyknęła.
- Nie obchodzi mnie to. - powiedział Ewald i poszedł do sali tronowej. Eris westchnęła. Jej ojciec był strasznie uparty i nie lubił sprzeciwu. Postanowiła jednak powiedzieć rodzicom o tym, co tak naprawdę ją zatrzymało.
Z samego rana Ewald wyciągnął córkę na dwór.
- Zrozum, Orzeł nie może zakochać się w Lwie, ani odwrotnie. To wbrew naturze! On przecież nawet nie jest ptakiem!!!
- Nie jest, ale w miłosci wszystko jet możliwe! Ojcze! - wołała Eris.
- W ogóle on do ciebie nie pasuje! To jakis dziwak! Nie zwraca uwagi na zasady! Prawdziwym Lwem był mój przyjaciel, ś.p. Lagravis. Ja nawet nie wiem, co ty w nim widzisz! Nawet nie mysl, że będziesz się z nim spotykać!
- Ale ja go kocham! - wołała Eris przez łzy, które lały się z jej oczu, strumieniami połączonymi z wodospadami.
- Jestes Orlicą i poslubisz Orła! - w tym momencie Eris odwróciła się gwałtownie i wzbiła się w powietrze. Jeszcze na odchodne powiedziała:
- Wiesz, co, ojcze? Nie nawidzę cię! - i odleciała z głosnym płaczem. Do Ewalda podeszła jego żona, Elsa.
- Nigdy bym się nie spodziewała, że zrobisz taką krzywdę swojej córce! - powiedziała z wyrzutem. Ewald spojrzał na nią złowrogo i nieco zgarbiony, szybkim krokiem wszedł po schodach do Zamku.
Tym czasem Laval przechodził obok Wiecznej Skały, gdy usłyszał głosny szloch. Gdy wyjrzał zza krzaka ujrzał siedzącą na kamieniu Eris. Podszedł do niej.
- Co się stało, ptaszku? - spytał
Eris spojrzała na niego czerwonymi od płaczu oczami.
- Mój ojciec nie chce, abym się z tobą spotykała! Uważa, że miłosć między nami nie może istnieć! Mówi, że nie nadajesz się na króla i nie jestes prawdziwym Lwem! On cię tak naprawdę chyba nigdy nienawidził.
- To mnie nie obchodzi! Jestes teraz ty, ja i nasza miłosć. Nic jej nie zniszczy. Nie ważne jaka katastrofa! - to mówiąc wyrwał kwiat i wręczył go Orlicy. Ta usmiechnęła się. Lew pocałował ją w policzek. - Twój ojciec kiedys to zrozumie. Ufasz mi?
- Tobie zawsze.
Tym czasem w obozie Wilków:
- Dzis wieczór pokażemy Orłom, że Wilki są od nich sprytniejsze! Dzis wieczór pokażemy, na co nas jeszcze stać! Dzis wieczór będziemy pławaić się w chwale! - to mówiąc Worriz wyjął zza pazuchy sakiewkę z zapałkami.
- Runk, Rukus! Rogon was puscił? - spytała Crooler.
- Tak szefowo. - odparł jeden z Nosorożców.
- Fajno. Czas ruszać! - zawołał Worriz. Cała czwórka ubrała się w czarne jak noc peleryny z kapturami, a Nosorożce dostały dwa zupełnie nowe topory, stworzone z najcięższego kamienia Nosorożców.
Był wieczór, gdy drużyna dotarła na miejsce. Zaczęli wchodzić po schodach. Ewar zauważył cztery zakapturzone postacie i zaniepokoił się. Wezwał innych strażników. Nagle dwóch z intruzów wyjęło topory. Rukus podbiegł do Ewara i zdzielił go w dziób. Orzeł upadł i stracił przytomnosć. To samo spotkało jego żołnierzy. Worriz i Crooler popędzili w górę wyjęli zapałki, zapalili i zaczęłi je rzucać pod Orli Zamek. W końcu jego dół zaczął płonąć.
- Spadamy! - krzyknął Worriz.
Eris w tym czasie siedziała w swej komnacie, przewracając w dłoniach kwiat od Lavala. Nie była swiadoma zagrożenia, jakie na nią czychało...
Laval tym czasem oglądał okolicę z wieżyczki kontrolnej w swojej fortecy. Nagle zobaczył ogień i dym, który roznosił sie już nad całą Chimą. Był gęsty i niewyobrażalnie czarny. Czuć było spaliniznę. Laval czym prędzej zbiegł z wieży.
- Panie, co sie stało? - spytał Longtooth.
- Szykuj czołg. Pali się Orla Góra!!! - krzyczał młody król.
Już pięć minut potem byli na miejscu. Niestety, ogień jeszcze bardziej sie rozprzestrzenił i dochodził już do góry zamku, gdzie miesciła sie komnata Eris. Zbliżał sie do niej nieubłaganie. Nagle przybiegł Ewald,trzymając za rękę Elsę. Królowa płakała.
- Ewar, co z Orłami? - spytał Ewald. Większosć się ewakuowała, Ernon, Ergal, Ernil i Evan niestety nie przeżyli... A nasze CHI przepadło, komnata z nim doszczętnie się spaliła.
- A Eris? - spytał Ewald.
- Jest w srodku... - Laval przysłuchiwał się temu. Wziął kulę CHI, którą zabrał z domu i użył energii. Następnie popędził w stronę wejscia. Ewald obejrzał się. Popędził za królem Lwów.
- Co robisz?
- Ratuję mą lubą! - odkrzyknął Laval i rzucił Orłowi CHI. Ten użył go. oboje jednoczesnie wbiegli do zamku. Oprócz ich, ognia i kilku desek nie było widać nic. Laval nic nie mówiąc, wskazał Ewaldowi wolną drogę, która na szczęście prowadziła do schodów na górę.
Tym czasem ogień już wdarł się do komnaty Eris. Wyrwał z zawiasów drzwi i buchnął gorącem wprost na nią. Zwinęła się i zakryła skrzydłami. Trawiący żywioł zbliżał się do niej nieubłaganie. Orlica przycisnęła się do sciany. Krzyknęła tak głosno, że obudziła by trupa. Nikt nie odpowiedział, ale to nie znaczyło, że nie usłyszał. Dwaj bohaterowie już biegli z odsieczą.
- To głos Eris! Szybko! - wołał Laval. W końcu dotarli do jej drzwi. Eris krzyczała jeszcze głosniej i przeraźliwiej. Nie miała już dokąd uciec ogień zajął prawie cały jej pokój. Przyciskała do serca kwiat od Lavala i modliła się. Tylko to jej pozostało.
- Jej drzwi! Zajęte ogniem! - wołał Ewald. Nagle cos zaskrzypiało. Orzeł spojrzał w górę.
- Uważaj! - krzyknął i pchnął Lavala. Na jego miejsce spadła cegła. Laval skinął głową na znak podziękowania. Wstał, zdiął pelerynę i podbiegł do drzwi. Zaczął machać peleryną na boki, aż płomienie rozsunęły się. Wtedy dostał się do wnętrza pomieszczenia.
- Eris! Szybko, chwyć się mnie! - zawołał Lew. Eris spełniła prosbę. Laval nadal machał pleryną i kazał Eris machać skrzydłami. Tym czasem Ewald walczył z ogniem na korytarzu. Gdy Lew i Orlica wybiegli, cała trójka zaczęła uciekać. Nagle CHI wybawców się wyczerpało. Nagle jedna ze scian zaczęła runąć. Laval odepchnął szybko ukochaną i podparł scianę. Nie mógł się ruszyć, bał się, że wtedy zginą przez niego Eris i Ewald. Niebezpieczeństwo to bowiem ważyło.
- Uciekajcie! Szybko! Długo tego nie utrzymam! - nagle torba Lavala z CHI przechyliła się, a kule z niej wypadły.
- JUŻ! - Rozkazał Lew.
- Nie zostawię cię tu! - powiedziała Eris z płaczem w głosie.
- Zostawisz. Musisz żyć!
- A ty?
- Nie wiem... Eris, teraz albo nigdy...
Nagle Ewald pociągnął córkę za rękę, chwycił pelerynę Lavala i oboje pobiegli do wyjscia torując sobie drogę nią i skrzydłami. Eris za plecami usłyszała jeszcze głos Lavala
- Kocham cię!
W ostatniej chwili Orły wyskoczyły z zamku. Nagle hall częsciowo się zawalił.
- LAVAL!!!!!! - wołała Eris zrospaczona. - LAVAL!!!!!
- Spisał się dzielnie... - powiedział cicho Ewald. Zaraz potem podlecieli do nich Elsa i Equila.
- Siostrzyczko, ojcze! Nic wam nie jest! - zawołał Equila.
- Tak. - powiedział Ewald. - Mam tylko zadrapanie na ręce.
Elsa przytuliła Orlicę.
- Mamo! Laval... on... już po nim! - płakała Eris, patrząc na zamek.
Parę chwil wczesniej...
Laval puscił scianę i szybko popędził przed siebie. Cudem go nie przygniotła. "Już po mnie" Pomyslał. Nagle zdarzył się kolejny cud. Zauważył CHI pod schodami. Nagle drogę zastąpił mu ogień. Na szczęscie nie był on taki wysoki i król go przeskoczył. chwycił CHI i w ostatniej chwili włożył je do uprzęży. W końcu dach się zawalił, popędził w stronę drzwi, zakrywając głowę. Niestety oberwał cegłą w bark, a ogień dorwał jego futro na lewej ręce. Gdy Laval wyskoczył, pomieszczenie wybuchło. Laval spadł na czwrty od góry stopień. Czuł, że ma złamaną nogę. Jednak podniósł się i kulejąc uciekł.
- Panie! Żyjesz! - zawołał Longtooth ocierając swoje ostatnie łzy. - Ale jak ty wyglądasz!
- Nie mam już tyle siły... Co z Eris?
- Jest całkowicie bezpieczna. Ale wszyscy myslą, że zginąłes i opłakują cię! Eris jest w szoku!
- Prowadź mnie do niej! - rozkazał król. Longtooth chwycił Lavala i poszedł z nim w stronę rodziny Orłów. W tym czasie do zamku wreszcie dotarła woda od Krokodyli. Plemię to musiało długo ją pompować ze swego bagna. Jednak zamek spłonął doszczętnie. Częsć plemienia Orłów i Krokodyle zajęły się gaszeniem pożaru.
W bezpiecznym miejscu zebrała sie reszta Orłów, plemię Lwów i Cragger.
- Nazywał się Laval - mówił drżącym głosem Ewald. - Poswięcił życie, by ratować mą córkę. Kochał ją, a ja mówiłem, że nie ma prawa! - przerwał i padł na kolana. Zaszlochał. Pierwszy raz w życiu. Razem z nim płakali Eris, Elsa i Equila, poddani Lwa inne Orły i jego drogi przyjaciel, Cragger.
- STAĆ! - Rozległ sie starszy głos. Wszyscy spojrzeli w tę stronę. Był to Longtooth i król Laval... Eris wstała z klęczek, wstali też pozostali. Orlica pobiegła do Lwa. Longtooth posadził Lavala. Eris uklękła przy ukochanym.
- Laval! To ty! Żyjesz! Laval! Tak się bałam! Napłakałam! - wołała Orlica tuląc sie do Lavala. Spojrzała na niego, ten usmiechnął się lekko.
Laval leżał w łóżku. Przy nim siedziała Eris. Trzymała go za rękę nadal szlochając. Nagle do komnaty wszedł Ewald.
- Em... Lavalu... Chciałbym... Przeprosić cię za moje skandaliczne zachowanie. Nie sądziłem, że to możliwe, ale, teraz wiem, że naprawdę kochasz moją Eris i... jestes jej godzien. Prawdziwy król powinien zachowywać zimną krew w każdej sytuacji, potrafić się poswięcić... A ty jesteś prawdziwym królem... Teraz wiem...
- Eris usmiechnęła się. Podeszła do Ewalda i przytuliła go. Laval również był szczęsliwy.
Na czas remontu Orły musiały mieszkać u innych plemion. Te najzamożniejsze mieszkały u Lwów, żołnierze u Wilków i Krokodyli, a strażnicy u Niedźwiedzi. Eris była strasznie zasmucona losem zamku i dobytku plemienia, ale najważniejsze było dla niej życie Lavala i to, że jej ojciec wreszcie go zaakceptował.
Rozdział 6 Sojusz z Gorylami[]
Winzar przybiegł do namiotu Worriza.
- Szefie. Nie udało się...
- Co znaczy "nie udało się"?! - Worriz zrobił ogromne oczy. - Nie spaliła się?
- Spaliła. Calutka. Tak samo ich CHI. Ale Orły żyją. Tylko czterech się spaliło.
- Szlag! - przeklnął cicho Worriz. Masz jeszcze jakies "szczęsliwe" wiesci dla mnie?
- Tak... Trwają śledztwa w sprawie pożaru. Na razie nikt nas nie podejrzewa. Ale plemię Orłów jest rozdzielone i ma tymczasowo mieszkać na okreslonych terytoriach plemion. Do nas ma przybyć grupa orlich żołnierzy...
Worriz usmiechnął się ku zdumieniu Winzara.
- Cóż... To się nawet dobrze składa... Powiedz Wonaldowi, żeby poszedł po Crooler. Musimy cos omówić.
Po kilkunastu minutach Krokodylica już była w wilczym obozie. Zebrało się całe plemię Wików.
- Teraz wszyscy mnie posłuchajcie! Dzis przybędzie do nas częsć Orłów. Zastawimy na nie małą pułapkę. Przyjmiemy je i zaatakujemy z zaskoczenia! Zniszczymy je, zabijemy... a przynajmniej tą grupę.
- Uda nam się? - spytał Wakz.
- Tak, jestem pewien. A to dlatego, że będziemy mieli nieocenioną pomoc... Goryle. - zanim ktos zdążył powiedzieć cokolwiek, Worriz zwrócił się do Crooler:
- Potrzebujemy więcej Ziela Perswazji. Windra, przygotuj nasz helikopter. Wrice, wprowadzisz tam drobne modyfikacje. Powiem ci co robić.
Wrice był wynalazcą. I to bardzo zdolnym. Jego dzisiejszym zadaniem było zamontować do helikoptera maszynkę, która wydobywałaby z kwiatów hipnotyzujący pył i wprowadzała go rurą do rozbylacza. Rozpylacz miał mieć duży otwór, by na pewno każdy Goryl został obsypany. Maszyna miała mieć zamontowane wiatraczki, które rozniosą substanję na wszystkie strony. Plan był cudowny. Po czterech godzinach praca Wrice'a była zakończona. Crooler przyniosła w koszyku dwanascie roslin. Wsypała je do zbiornika i razem z Worrizem i Windrą wsiadła do helikoptera. Wakz miał wczesniej pobiec do Matecznej Puszczy. Wilki planowały atak w porze odpoczynku Goryli, aby mieć pewność, że wszstkie będą siedzieć na drzewach.
- Jestesmy prawie nad celem. - zakomunikowała Windra.
- Doskonale. Odpalamy maszynę. - odparł Worriz i wcisnął guzik. Urządzenie błyskawicznie odpaliło, a spod latajła Wilków zaczął sypać się fioletowy pył. W tym czasie Wakz siedział ukryty pod wielkim dębem i odserwował rozwój sytuacji. Na głowie miał maskę, chroniącą przed Zielem. Cała Mateczna Puszcza powoli pokrywała sie jasnofioletową mgłą. Nagle usłyszał warczenie w koronach drzew. Wyjrzał z kryjówki. Był to Grizzam. Wakz zagwizdał na niego i machnął ręką w swoja stronę. Goryl natychmiast pojawił się przy Wilku.
- Powiedz swoim, że mają stawić sie w obozie Wilków, który znajduje się obecnie pod Spiralną Górą i że mają wykonać każdy rozkaz Worriza. Pędź, szkoda czasu. - ponaglił Wakz, wiedząc, że czas na wydanie rozkazu ofierze Ziela jest krótki. Goryl błyskawicznie wdrapał się na drzewo.
- Szybko, białaczko! - krzyknął za nim Wilk.
Później w obozie Wilków:
- Załatwione, szefie! Goryle powinny zaraz tu przybyć.
- Powiedziałes, że mają przyniesć broń?
- Tak.
- Przepysznie. - ucieszył się Worriz. I nagle ziemia lekko zatrzęsła sie od tupotu czyichs cieżkich stóp. Wszyscy spojrzeli w stronę, skąd dochodziło dudnienie. Cała armia Goryli w równym szergegu szła w stronę obozu. Dowodzący nią Gorzan stanął na bacznosć przed Worrizem i Crooler i zadeklarował:
- Czekamy na rozkazy. - wtedy nadleciało pięć orlich mysliwców.
Rozdział 7 Krwawa masakra w wilczym obozie[]
Worriz dał znak Gorzanowi, aby ukrył Goryle za trzema pobliskimi namiotami.
- Wy - zwrócił się do Wilków - Po broń! Ja ich "przywitam". - to mówiąc, poszedł w stronę zlatujących na ziemię Orłów. Plan był swietnie zorganizowany. Orły nie były uzbrojone, w dodatku dookoła obozu rosło mnóstwo wysokich drzew, dzięki czemu Goryle mogły dorwać Orły wzbijające się w górę.
- Witaj Worrizie. - przywitał Wilka Eros, generał.
- Witajcie. Czujcie się jak u siebie. - Eros był trochę zdziwiony taką uprzejmoscią ze strony Worriza. Ale wzruszył ramionami i poszedł z armią za Worrizem. Po chwili Wilk stanął. Po kryjomu dał znać Gorylom, aby wspięły się na drzewa. Gdy już się upewnił, że osiłki są na swoich miejscach, Eros zapytał:
- Czemu tak się usmiechasz? Cos się stało? Mam cos na dziobie?
- Heh. - zasmiał się przywódca. - Po prostu cieszę się, że moglismy was przyjąć!
- Ah tak... No to... Co teraz?
- Myslę, że pora na smierć... - powiedział Worriz i klasnął w dłonie. Ze wszystkich stron wybiegła wilcza sfora uzbrojona w miecze, dzidy i zakomitej jakosci broń palną. Część Wilków otoczyła ciasno Orły, że te nie mogły wzbić się w powietrze, bo pokaleczyłyby sobie skrzydła o bronie. Reszta stała za nimi i czekała.
- Worrizie, co to ma znaczyć? - spytał Eros. W tym momencie zza namiotu wyszła Crooler.
- Chcemy pokolei zniszczyć wszystkie plemiona i dotrzeć do władzy nad CHI. Czyż to nie wspaniały plan? Jak widać Orły nie są takie bystre, skoro ufają Wilkom. - odparła spokojnie.
- Panie i panowie! DO ATAKU!!! - zawył Worriz. Orły próbowały odgonić otaczających ich napastników za pomocą zwykłych ciosów pięsciami i kopniakami. Jednak nie miały szans z uzbrojonymi przeciwnikami. Do akcji wkroczyły Wilki trzymające broń palną. Zaczęły strzelać.
- Nie dajmy się! Za nasze plemię! Za Chimę! - wołał generał. Chwilę potem obok niego padło dwóch wojowników. Z ich piersi sączyła się krew. Nagle pod nogi Erosa przytoczył się granat. W ostatniej chwili kożystając z nieuwagi Wilków wzbił się w powietrze. Jednak to co zobaczył potem było okropne - granat wybuchł i następni żołnierze polegli, a ich szczątki wyleciały w powietrze.
- Jesli wyjdę z tego cało - mówił do siebie - Ten obraz nigdy nie zniknie z mojej pamięci.
Gdy Wilki cofnęły się od reszty Orłów, te wzleciały w powietrze. Worriz dał znak Gorylom. Jedne chuśtając się na lianach chwytały Orły w locie i ciskały o drzewa, a oszołomionymi ptakami zajmowały się Wilki na dole. Inne zeskakiwały z gałęzi na plecy lub głowy wojowników, a gdy spadli na ziemię dusiły je gołymi rękami lub przygniatali Cudgellorami. Z Wilczego obozu było słychać wycie, skrzeczenie, grzmocenie, jęki i stęki i odgłosy wielkiej bitwy, choć uczestniczyły w niej tylko trzy plemiona. Eros wzleciał tam, gdzie nie było drzew. Był bezradny. Patrzył tylko, jak giną jego pobratymcy... Duszeni, zadźgani mieczami i nożami. Roztrzelani. Przygniecieni przez Goryle lub rozjechani przez Wilcze Pojazdy. Na polu bitwy zostało zaledwie dziesięciu żołnierzy.
- Muszę im pomóc! - znów powiedział do siebie Eros. W tym czasie Windra nadleciała od tyłu swoim helikoptrem. Wystrzeliła torpedy, które trafiły w skrzydła Orła. Nie chciała go zabić, o to jej własnie chodziło. Z ptasiego dzioba wydobył się straszny wrzask. Eros spadał. Wojownicy odwrócili się na moment. To wystarczyło, by Wilki podbiegły i wbiły im noże w ciała. Tylko jeden zdołał odepchnąć przeciwnika i biec w stronę generała. W ostatniech wili chwycił go. Jednak odepchnięty Wilk, a był to Wilhurt, nie dawał za wygraną. Podniósł się i zaczął nacierać na ptaki.
- Uciekaj Elinie! Ratuj się chociaż ty! Ja nie mogę wstać. Złamałem nogę.
Ale Wilk skoczył. Elin zasłonił ciałem generała, a Wilhurt wbił mu miecz w brzuch. Orzeł upadł. Wilk wyjął narzędzie zbrodni z jego ciała. Elin otworzył szeroko oczy. Z jego dzioba zaczęła strumieniami wylewać się krew. Czarny Wilk zaczął z dumą przyglądać się krwi na mieczu. Elin już nie żył.
- Wy potwory! - krzyknął Eros. - Ufalismy wam! A Wy zabiliscie wszystkich! No... oprócz mnie.
- I tak za chwilę do nich dołączysz. - odparł Worriz. Grizzam chwycił Orła i ustawił go w pozycji klęczącej. Winzar chwycił rewolwer i stanął na miejscu Goryla. Crooler, która przez cały czas milczała, teraz odezwała się.
- Masz ostatnie życzenie? - spytała z wrednym usmieszkiem. W odpowiedzi Eros spojrzał na nią z nienawistnym spojrzeniem.
- Tak. Obys po smierci ugotowała się w piekle. - wtedy Winzar nic nie mówiąc strzelił z rewolweru i zdmuchnął dym. Generał przewrócił się. Był już nie żywy.
- I co teraz? - spytał Wakz.
- Teraz? Teraz to posyłamy Wonalda po Nosorożce i obmyslamy następny plan. - odparł zadowolony Worriz.
- Ale jaki? - dopytywał się weteran.
- Jak zabić Lavala - króla plemienia Lwów. - Crooler zasmiała się wrednie.
Wilk jeszcze raz rozejrzał się po obozie. Wszędzie leżały truchła wojowników plemienia Orłów.
- A teraz zajmijcie się tym. - zwrócił się do Goryli. - Jest tu strasznie dużo juchy.
Wilk dał znak Krokodylicy. Ta podeszła do niego. Obok stał także Wrice.
- Jak długo Ziele Perswazji będzie działało na Gorylach? - spytał go Worriz.
- Dzięki rozpylaczowi, szacuję, że do miesiąca. Wiem, że ta roslina szybko rosnie, więc jeśli moc się wyczerpie, to zawsze można uzupełnić jej działanie i znowu rozpylić pył. - odparł Wrice.
- Dobrze. Więc podsumujmy. Jestesmy my. Jedno plemię. Goryle i Nosorożce są też po naszej stronie, więc razem wzięci robią za cztery swoją siłą. - zaczęła wyliczać Crooler. - W Chimie plemion jest osiem, więc nawet jesli Lwy wezwą pomoc, to siły będą raczej wyrównane.
- Dodajmy jeszcze, że plemię Orłów zmniejszyło się o częsć wojowników. A Lwy ze strony Niedźwiedzi raczej nie będą miały raczej pomocy. - dodał Worriz. - Więc można powiedzieć, że jesli chodzi o siłę to nawet mamy przewagę.
- Ale mi to nie daje spokoju...
- O czym ty mówisz?
- Chciałabym mieć jeszcze jedno plemię po swojej stronie.
- Ale jakie? Orły miały być wytępione jak Lwy, Kruki są za sprytne i nie złapią się na Ziele Perswazji, no chyba że im zapłacimy, a to w grę nie wchodzi. O Niedźwiedziach nie wspominam. Masz tesz dosć Krokodyli no i nie wykiwasz rodziców, których Craggerowi udało się uratować z Krain Zewnętrznych.
- No własnie. Krain Zewnętrznych.
- Co?!!!
- Chcę zawiązać pakt z jednym z plemion Pełzaczy.
- Cooooo?!!!!!
- Spokojnie. Mam plan. Podstęp, hipnoza (mam jeszcze jedno Ziele), pakt, a po wygranej... pokonamy je.
- OK. Ufam ci. Ale masz już jakies plemię na celowniku?
- Skorpiony.
Rozdział 8 Demony przeszłości[]
Wonald wrócił do obozu Wilków. Za nim szła armia uzbrojonych Nosorożców.
- Jakie zajęcie wymysliłes dla Rogona? - spytał z ciekawoscią Worriz.
- Powiedziałem, że Eris chce się z nim spotkać, ale prosiła, aby przeszedł przez Płaczącą Łąkę i...
- Ah! - przerwała mu Crooler - zapomniałam ci powiedzieć, że dałam Wonaldowi korzeń Ziela Perswazji.
- No więc zanim przekazałem wiadomosć Rogonowi rozpaliłem tam ognisko. A gdy Rogon przyszedł, wrzuciłem korzeń. Jesli nie zacznie padać, a na to nie wygląda, to opary będą się unosić do jutra. W innym przypadku deszcz ugasiłby ogień i nie byłoby mgły.
- Super. Jestesmy już wszyscy. Plan ma dodatkowy plus. - powiedział Worriz. - Gdy dowiedzą się o zabójstwie, będziemy w Krainach Zewnętrznych, a wrócimy ze Skorpionami, które pod naszą kontrolą będą jeszcze lepszymi wojownikami. Ale... - przerwał Wilk - Jestes pewna, że na pewno Skorpiony? Może Pająki?
- Skorpiony, Pająki... Lepiej to piewsze - odpowiedziała Crooler. - Bo wiedzisz, Scorm jak na Pełzacza był wyjątkowo inteligentny. Tylko pod jego wodzą Skorpiony były strasznymi przeciwnikami. On mówił im jak działać. Gdy go straciły - widziałes - po prostu uciekły. Nie wiedzą co robić. Jeszcze głupsze są Pająki i Nietoperze, no i nie mają tak zabójczych broni jak żądła. Z trującym jadem! - wyliczała Crooler. - Po naszej wielkiej bitwie jest ich też mniej, dlatego będzie ich łatwo zmusić do działania. A ponieważ są głupie, możemy użyć banelnego podstępu.
- Twoje pomysły są genialne. - powiedział Worriz. - A teraz ruchy! A o jakim podstępie mówisz?
- Zrobimy sobie sztuczne skorpionie ogony i kły.
- Super.
Wilki i Crooler na Speedorach i Wilczych Pojazdach, Goryle na Gorylich Ciosach i Nosorożce w Mioytaczach Skał - wszyscy pojechali do Krain Zewnętrznych.
Po długiej drodze i poszukiwaniach złoczyńcy znaleźli swój cel. Schowali się za jaskinią i obserwowali dawnych wrogów. Dwa Skorpiony rozmawiały.
- Jestesmy skończeni. Nie damy rady.
- Co robimy?
- Nie mam pojęcia.
Crooler obejrzała się i spojrzała na Worriza
- Słyszysz ich? Szybko, dawajcie mi ten lisć! - to mówiąc podniosła dwa małe listki leżące pod jej stopami i włożyła do ust. To miały być kły Skorpionów. Potem szybko zawinęła w rulon wielki lisć, zagięła i nałożyła na swój ogon. Potem wyszła zza jaskini. Okazało się, że jaskinia za jaką stała ze swoimi wojownikami była dawną siedzibą Skorpionów. Worriz kibicował Krokodylicy. Tymczasem ta zbliżała się do pogrążonych w rozmowie Skorpionów.
- I co nam jeszcze pozostało? - biadolił jeden.
- Kolejny atak na plemiona Chimy. - usłyszał w odpowiedzi kobiecy głos.
- Kim jestes? - spytał równo z przyjacielem.
- To bez znaczenia. Chcę złożyć wam propozycję. Zbierzcie plemię.
- Zostało nas tylko dwudziestu pięciu po wielkiej bitwie. - powiedział drugi Skorpion.
- To nic, każda para szczypiec się przyda. No, idźcie. Czekam tu.
Gdy Pełzacze zniknęły za rogiem, Crooler smiejąc się podbiegła do Wilków, Nosorożców i Goryli.
- Widzicie, żaden problem. Teraz trzeba czekać.
Po paru minutach Crooler usłyszała gwizd. To Skorpion dawał jej znak. Krokodylica wyszła. Za plecami trzymała Ziele Perswazji.
- Chcieliscie wiedzieć kim jestem. - zaczęła - Otóż jestem siostrą waszego króla Scorma. Teraz to ja poprowadzę was do zwycięstwa.
- Damy radę? - podniósł rękę jeden Pełzacz.
- Pewnie. - odparła Krokodylica. Dała w tym czasie znak Worrizowi i Windrze. Dostali oni jeszcze dwa Ziela od Reegulla przed wyprawą. - A po zwycięstwie będziemy pławić się w chwale. Gdy już zabijemy króla Lwów.
- Ale mysmy już zabili. - przypomniał Skorpion.
- LAVALA! - krzyknęła Crooler i psinęła Zielem w najbliższe dziesięć Pełzaczy. Skorpiony zaniemówiły. Dlatego dwa Wilki wyskoczyły z kryjówki. Worriz psinął w jeszcze dziesięć, a Winzar pięć. Perswazyjne opary opadły.
- A teraz, rozkazuję wam wszystkim słuchać jego - Crooler wskazała Worriza - I mnie - Krokodylicy Crooler! - to mówiąc zdjęła tandetny strój.
- Pakujemy manatki i ruszamy do Chimy! - powiedział Worriz. - Pora na bitwę. I tym razem - wygramy!
Skorpiony wsiadły do swoich pojazdów. Nagle Crooler dostrzegła cos w krzakach. Błyszczało się na złoto. Wojowniczka rozsunęła liscie i... oczy jej prawie wyszły z orbit.
- To Złote CHI! - krzyknęła. Worriz natychmiast podbiegł do niej.
- Lavertus musiał je zgubić, kiedy tu przebywał! Ale mamy farta! Przyda się! - Wilk wyszczerzył kły.
- Lavertus?
- Eee... To długa historia.
Tym czasem Laval wysłał Lennoksa do obozu Krokodyli i Wilków. Po kolei sprawdzał, jak mają się Orły u innych plemion. Nadeszła pora na wojowników. Od Krokodyli Lew odjechał z usmiechem na ustach. Ale mina mu zrzedła, gdy zobaczył, że namioty wilków są puste. Nie było nikogo! Lennox wszedł do srodka. Tam tez nikogo nie zastał. Gdy wyszedł, na korze jednego z drzew ujrzał zaschnięte już plamy krwi. Gdy przyjrzał się dokładnie terenowi za obozem, zobaczył mnóstwo kopców na ziemi.
- Co jest do swiętej Cavory!? - zapytał sam siebie Lennox. Podszedł do jednego kopca i zaczął kopać. Nagle struchlał. Zobaczył zakrwawione ciało Erosa. - Wilki są zabójcami! Ale... jak? - powiedział Lew. Natychmiast pojechał do lwiej fortecy.
Laval rozmawiał z Eris. Siedzieli w sali tronowej.
- Królu!!!
- Słucham cię Lennoksie. Tak szybko wróciłes?
- Orły!
- Co "Orły"? - spytała z niepokojem Eris.
- Zabite...
Rozdział 9 Cmentarzysko[]
Laval nie mógł uwierzyć własnym uszom.
- Jak to!? Co ty opowiadasz?!
- Znalanłem ciało Erosa, waszego generała. - Lennox zwrócił się do Eris. - Wilki są mordercami! Chyba zabili wszystkich. Zakopali ciała za obozem.
Eris schowała swój dziób w dłoniach, a w oczach pojawiły się łzy.
- I po tym wszystkim dali ci wejsć? - spytał Laval.
- Nikogo nie było.
W tym momencie do sali tronowej wszedł Ewald. Za nim szła Elsa.
- Prowadź nas! - zawołał krótko.
Król i królowa Orłów polecieli mysliwcem, Laval i Eris czołgiem lwów, a Lennox jechał na przedzie swym Speedorem. Laval nie mógł uwierzyć. Wiedział, że Worriz był zawsze wredny, ale dlaczego zabił? I to po zawiązaniu sojuszu w walce z innymi przeciwnikami.
Dotarli na miejsce. Lennox zeskoczył ze Speedora i pobiegł w stronę okrwawionego drzewa. Wszyscy spojrzeli na plamę. Ewald podniósł głowę. Wysoko, na pniu drzew również widniała krew.
- Patrzcie! - wskazał drzewo. - Przecież Wilki nie latają! Jakim cudem zabili Orła na takiej wyskokosci?
Nagle na wilczym obozowisku pojawiły się inne lwie maszyny. Wyskoczyli z nich Longtooth, Leonidas i kilku innych wojowników.
- Teraz pokażę wam to, co najbardziej mnie przeraziło. - zapowiedział Lennox i poprowadził przyjaciół za namioty. Struchleli. Wszyscy. Cały teren był zasypany osobnymi kopcami.
- To tu zakopali ciała.
Eris jakby cos tchnęło, spojrzała w dół i pobladła. Pod jej nogami leżał odkopany trup. Miał zakrwawioną dziórę między oczami. I szeroko otwarte oczy. Dziób był porysowany i zniego spływała krew.
Idźcie tam! - rozkazał Longtooth, musimy odkopać przynajmniej częsć. Po paru minutach odkryte zostały ciała Elina i kilkunastu innych wojowników. Wszyscy leżeli bardzo blisko siebie, aby nie zajmować za dużo terenu. Eris przechadzała się z Lavalem obok odkopanych ciał ofiar. Za nimi szli Ewald i Elsa. Lwi wojownicy stali przy namiotach i patrzyli z dala. W końcu Elsa upadła na kolana i zaczęła płakać. Ewald ukląkł, wziął w ramiona żonę. Po jego poliku też spłynęła łza. Eris zas wtuliła się w ramię Lavala i zaczęła szlochać tak samo jak jej matka. Król Lwów przytulał Orlicę, jednoczesnie patrząc na to cmentarzysko. W końcu odezwał się łamiącym się głosem.
- To MOJA wina! Tylko moja!
Para królewska odwróciła się, patrząc ze zdumieniem na Lavala, a Eris podniosła głowę.
- To ja ich tu wysłałem. Nie powinienem był ufać Worrizowi! Przeze mnie zginęli!
Orły wstały z klęczek, a Eris przytuliła się jeszcze raz.
- Nie mogłes tego przewidzieć, przyjacielu. - powiedział Ewald. - Nikt nie ma ci tego za złe, ani nawet nikt cię nie obwinia. Ty też nie masz prawa!
Laval wziął głęboki oddech. Nagle Eris zrobiła szerokie oczy. Wyprostowała się i krzyknęła:
- Nasz zamek! To Wilki go podpaliły! Od początku chciały zabić nas! I to wszystkich!
- Teraz to ma sens! Rzeczywiscie, nasi szpiedzy ustalili, że przyczyną pożaru było podpalenie. Trwały jedynie poszukiwania sprawcy. Tylko dlaczego to zrobiły?
- Nadal zależy im na CHI! Musimy wracać do lwiego zamku! Wilki mogą wrócić w każdej chwili! I zaatakować Lwy! - powiedział Laval.
Gdy wrócili zastali Craggera siedzącego na schodach.
- Laval! Musicie zobaczyć co dzieje się w Płaczącej Łące! - powiedział.
- A co? - zdziwił się Laval.
- Rogon tam jest i jest uwięziony w Mgle Przeznaczenia. Musimy go uwolnić!
- Do tego potrzebna jest woda lub moc Złotego CHI! - powiedział Laval. Cragger idź po wodę i dołącz do nas!
Parę minut potem wszyscy byli na miejscu. Cragger wylał zawartosć cebra na ognisko, a mgła otaczająca Nosorożca opadła. Rogon wstał.
- C-co jest? - spytał. - Jak się tu znalazłem?
- To wielka dla nas zagadka, nikt z nas nie wie. - uciął Cragger.
- Wilki! - przerwał Laval - One cię uspiły! Ale... czemu?
Eris znowu cos tchnęło.
- Przejdźmy się do Kamieniołomu Nosorożców! - powiedziała. Wszyscy uznali, że to dobry pomysł. Gdy dotarli na miejsce, odkryli, że nie ma tam żadnego Nosorożca!
- To pewnie też sprawka Wilków. - powiedział Cragger, który zdążył się dowiedzieć co nieco.
- Ale to jeszcze gorzej! Oni pewnie są po ich stronie! - dodał Laval.
- Przejdźmy się po Chimie! Upewnijmy się, ze nie zawiązali sojuszu jeszcze z kims innym!!! - zaproponowała Eris.
Wszystkie plemiona, jakie napotkali były na swoich terytoriach, ale w Matecznej Puszczy nie było nikogo.
- Goryle? Nosorożce to rozumiem, ale Goryle? - zdziwił się Laval.
- O nie! To pewnie przez tą hipno roslinę! Jak ona się tam zwie? - zamyslił się Krokodyl.
- Ziele Perswazji! - odpowiedziała Eris. - Teraz to ma sens. Chcą mieć silną armię! Ale gdzie teraz są?
- Lepiej wracajmy do domu, zanim zaatakują! - powiedział nerwowo Laval i wszyscy popędzili w stronę Lwiej Świątyni.
Rozdział 10 Powrót do Chimy[]
Crooler i Worriz szli na przedzie. Wilk trzymał Złote CHI. Za nimi maszerowały po kolei plemiona: Wilków, Nosorożców, Goryli i Skorpionów.
- Jak myslisz? Odkryli nas? - spytał Worriz.
- Nawet jesli, to nie istotne. Niedługo Chima będzie nasza. - Krokodylica pusciła oko do Wilka. - Mam tylko jedno pytanie. Kim był ten Lavertus?
- Eh, to tam taki Lew, brat Lagravisa. - powiedział bez zaangażowania. - Pomagał nam walczyć z Pełzaczami, ale zginął. Przygniotły go skały w jaskini Skorpionów, gdy nas ratował. A Pełzacze uciekły, wysadziły jego bazę,my już nie mielismy pomocy i azylu i ucieklismy. A za nami ONI. I dalej już wiesz...
- Ah, brat Lagravisa... - mruknęła Crooler. Nagle usłyszała wsród lisci jakby trzepot skrzydeł.
- Czujesz, jakby ktos nas obserwował? - spytała Crooler.
- Nie... - odparł Worriz, odcinając głowę drapieżnej roslinie. Jednak Crooler znów spojrzała w stronę, skąd dochodził trzepot. Zza drzewa wyleciał ptak i stanął w locie przed Wilkiem i Krokodylicą. Dalej leciał do tyłu. Miał trójkątną głowę i zielone pióra. Jego dziób był długi i przypominał dziób Plovara, jednak był porysowany i lekko wygięty.
- Skąd tu się wzieliscie?! - spytał z wyrzutem. - Tu?! Istoty z Chimy?! Precz do cho***y! - powiedział z wyrzutem i grubym jak na ptaka głosem.
- A można wiedzieć kim jestes? - spytał Worriz.
- Jestem Drago. - odpowiedział ptak. - Kojarzycie Plovara?
- No.
- To mój kuzyn. A teraz precz, zanim znów przeklnę!
Nagle z końca odezwał się jeden Skorpion.
- Drago? To ty? Daj spokój! Oni chcą obalić Lwy, są z nami!
Drago wylądował, a armia stanęła.
- O ch***a, sory! Ale jak?
- Sitaron, wytłumacz! - rozkazała Crooler.
- Chcą z naszą pomocą zdobyć Chimę i rządzić nią razem z nami.
- Super, w takim razie mogę was wesprzeć. Pozwólcie, jestem Drago, dawny dentysta króla Scorma. Kuzyn waszego Plovara. Opowiem wam więcej w czasie drogi.
Rozdział 11 Historia Drago[]
"Kiedys mieszkałem w Chimie. Moja matka miała siostrę, a jej syn miał na imię Plovar. Zawsze się nienawidzielismy. Ten szczur zawsze miał dziób podniesiony do góry, tylko przeglądał się w lustrze i poprawiał pióra. Zawsze interesowała mnie energia CHI. Jednak matka, mój brat, ciotka i kuzyn zawsze powtarzali, że zwykłe zwierzęta w tych czasach nie mają prawa korzystać z kul. Całe swoje dziciństwo spędziłem na rozmyslaniu, jak zdobyć CHI. Rosła we mnie nienawisć. W końcu zrobiłem cos okropnego... poprosiłem mego brata, aby pomógł mi wlecieć na teren Jeziora CHI. Zagroziłem mu. Zgodził się, ale w połowie drogi przestraszył się Lwów i zrezygnował. Dostałem szału i go zabiłem... Potem musiałem już uciekać z domu. Latałem długo po Chimie. W końcu zorientowałem się, że zapusciłem się w tereny Chimy, w których nikt jeszcze nie uczęszczał i nie znał ich. Dzięki temu znam zakątki Chimy jeszcze lepiej niż ktokolwiek inny. Mieszkałem tam jakis czas, jednak nie mogłem już patrzeć na Cavorę i spadające z niej Chimospady kuszące CHI. Po prostu uciekłem do Krain Zewnętrznych. Żyłem tam długo, aż pojawiły się Skorpiony, Pająki i Nietoperze. Gdy dosłyszałem, że chcą podbić Chimę, postanowiłem ich wykorzystać. Myslicie, że Scorm był inteligentny, bo był królem? Był taki jak reszta. To dzięki moim planom bitwy się udawały. A Skorpiony swięcie wierzyły, że to on je prowadził... Byłem też jego dentystą. o jego smierci dałem sobie spokój. Ale nadal jest we mnie palące pragnienie zemsty zarówno na rodzinie, jak i na Lwach. Mogę wam pomóc, mam niezwykły dar planowania."
Rozdział 12 Przygotowania do bitwy[]
Armia stała na pograniczu Krain Zewnętrznych i Chimy.
- Chwila, rozejrzę się. - zaproponował Drago, przeleciał przez granicę, wzbił się jeszcze wyżej i popatrzył na okolicę.
- Czysto, możemy isć, tylko, kurde, szybko!
I tak szli przez Chimę, na palcach, aby nikt ich nie usłyszał. Drago rozglądał się. "Nic tu się nie zmieniło" pomyslał. W końcu dotarli do obozu Wilków.
- Tu mieszkacie? - spytał Drago.
- Tymczasowo. - odparł Worriz. - Zobaczmy, czy już tu byli... - zaczął przechadzać się po okolicy. Nagle zobaczył, że kopce za namiotami nie są tak umiejętnie zasypane, jak to zrobiły Goryle.
- Byli tu. - zawarczał.
- To nie ma znaczenia. - podeszła od tyłu Crooler, razem z nią leciał Drago. Worriz szybko popędził do swojego namiotu i odetchnął z ulgą.
- Na szczęscie nowe bronie nie były znalezione!
- Jakie "nowe"? - zaciekawił się Winzar.
- Nie wiecie, że po walce pozbierałem bronie Orłów i poprosiłem Wrice'a, by przerobił je na wilcze. - to mówiąc pokazał Wilkowi jedną z nich.
- Oto Dwusieczny Killstrong. Dawny Dwusieczny Wingstrong, należący do Erosa.
Winzar był pod wrażeniem. Broń była nie do poznania. Zagwizdał tylko i patrzył jak zaczarowany.
- Podoba ci się? - spytał Worriz. Młodzik pokiwał głową. - Możesz ją zatrzymać. - to mówiąc wręczył broń Wilkowi. Następnie wyszedł z namiotu i zebrał wojowników.
- Trzeba się sprężać! Jeszcze dzis zaatakujemy Lwy! I inne plemiona zarazem! - głosny śmiech rozległ się pod Spiralną Górą.
Tymczasem w Swiątyni Lwa.
- Longtooth! - zawołał Laval. - Masz wejsć na wieżyczkę kontrolną i obserwować okolicę. Jak zobaczysz cos niepokojącego, zarycz!
Longtooth skinął głową i popędził tam, gdzie mu rozkazano. Potem król rozkazał wojownikom Lwów być w pełnej gotowosci na wypadek zagrożenia. Sam poszedł do sali tronowej i opadł na tron. Tam siedziała już Eris.
- I co zrobimy? - zapytała. - W końcu i tak nas zaatakują...
- Kazałem, aby wszystkie plemiona były gotowe na wezwanie. Będzie dobrze, zobaczysz. - próbował uspokoić ją Laval.
- Ale oni mają po swojej stronie najsilniejsze plemiona Chimy... Wszechmocny jeden wie, co jeszcze planują... Mam już dosć tych bitew!
Laval wstał z tronu, dosiadł się do Eris i przytulił ją.
- Nie pozwolę, bysmy przegrali. - szepnął. - I żeby tobie cos się stało też nie pozwolę.
Eris jednak nie usmiechnęła się tak jak Laval tego oczekiwał. Spoważniał jeszcze bardziej. Nastała niezręczna cisza i słychać było już tylko ten okropny dźwięk ostrzonych broni. Eris była zamyslona.
- Myslisz o Erosie i tych wojownikach? - spytał delikatnie Laval, żeby jej nie podrażnić. Eris skinęła głową. Widział, że chciało jej się płakać.
- Przepraszam... - mruknął Lew.
Eris spojrzała na niego i chwyciła go za ramię, dając mu znak, że nie ma do niego żalu.
- J-jeszcze r-raz c-ci p-pow-turzę - powiedziała po pewnej chwili, płacząc jednoczesnie - T-to n-nie t-two-ja w-wina.
Laval ją pocałował. Nagle w całej fortecy rozległ się ryk alarmowy. Lew i Orlica zerwali się i spojrzeli na siebie.
- Ty zostań w srodku! - rozkazał jej Laval.
- Ale...
- Nie pozwolę ci walczyć!!! - krzyknął król, chwycił miecz i pobiegł na zewnątrz. Eris wiedziała, że z nim nie wygra, więc po prostu podleciała do najbliższego okna, żeby patrzeć. Jednak stała bardzo nie spokojnie.
Laval wybiegł, po schodach stępowali żołnierze. Wojska były jeszcze daleko, tak, że z dołu nie można było jeszcze ich dostrzec.
- Wiesz już, czy cos jeszcze na nas mają? - spytał Laval
- Niestety tak. Skorpiony...
Laval przeklnął i wybałuszyl oczy. Miał przed oczami wspomnienia z tamtego wieczora, kiedy zabił Scorma i uratował Eris przed zamordowaniem.
- Nie pozwolę tym demonom znów się do niej zbliżyć! - zawołał król i wydał swój ryk. Usłyszały go Krokodyle, Kruki, i Rogon. Na szczęscie w Kamieniołomie został jeden Miotacz Skał, więc zabrał ze sobą Rinonę i pojechał. Niedźwiedzie zas zostały obudzone przez Orły mieszkające w ich Wiosce. Uznały, że to jest niebywale ważne, dlatego poprzysiągły nie spać choćby nie wiadomo co. Laval jeszcze raz spojrzał w dal. Już było widać machiny wojenne wrogów. Z zamku wyszedł Ewald w towarzystwie Elsy i Equili.
- Kochanie - Orzeł zwrócił się do żony - Zostań w zamku z Eris. Tam będziecie bezpieczne. - potem zwrócił się do króla.
- I co?
- Mają za sojuszników Skorpiony!!! - wrzasnął Laval. Ewald zareagował podobnie, jak jego rozmówca.
Chwilę, przed tym, jak pojawiły się wojska Worriza, pod zamek ustawiła się armia Krokodyli i Orłów mieszkających z nimi. Następnie podjechał także Miotacz Skał Rogona. na resztę sojuszników najwyraźniej trzeba było poczekać. Rzeczywiscie, plemiona te mieszkały dalej. Jednak Worriz już przybył na teren Lwów.
- A teraz po zwycięstwo i chwałę! - rozkazał.
____________________________________________________________________________
UWAGA! PONIEWAŻ TEN ARTYKUŁ BYŁBY STANOWCZO ZA DŁUGI, GDYBYM KONTYNUOWAŁA NA NIM SWOJĄ HISTORIĘ, MUSZĘ ZROBIĆ NOWY ARTYKUŁ ZATYTUŁOWANY "W POSZUKIWANIU ZIELA PERSWAJI CZ.2" I ROZPOCZĘTY ROZDZIAŁEM 13 "WOJNA I UPROWADZENIE". MAM NADZIEJĘ, ŻE PODOBAŁA WAM SIĘ PIERWSZA POŁOWA MOJEJ OPOWIESCI I Z CHĘCIĄ PRZECZYTACIE DRUGĄ. POZDRAWIAM, UŻYTKOWNIK: WindraWilczyca3000.